piątek, 4 listopada 2016

Czy można odmrozić zamrożonego człowieka?

Główny problem polega na tym, że woda w komórkach ciała ludzkiego zamarza w postaci kryształów. Kryształy uszkadzają komórki i struktury wewnątrz komórek. Komórki pękają. Nie ma jak na razie metody zapobiegającej wytrącaniu kryształów wody. Jeśli komórki popękały, to nasza medycyna nie umie naprawiać takich uszkodzeń.I jeszcze długo nie będzie umiała, niestety. Jeśli ktoś zamarzł, to nie umiemy go rozmrozić.

Za to mam optymistyczna wiadomość. Samo przebywanie w zimnie, jeśli się nie zamarznie, na przykład przebywanie w zimnej wodzie - zmniejsza zapotrzebowanie mózgu na tlen na tyle, że możliwe jest przywrócenie do życia, nawet po dość długim czasie. Dłuższym niż te słynne 3 minuty, w które koniecznie trzeba przywrócić krążenie osobie nieprzytomnej.

Tym optymistycznym akcentem zakończę, licząc na to, że ta wiedza nigdy się nie będzie potrzebna.


sobota, 3 września 2016

Co to jest hipochondria

Pewnie uzna mnie Pani za hipochondryczkę – tak zaczynał się list jednej z moich pacjentek. Szczegółów listu nie zdradzę. Ale chcę napisać słówko o hipochondrii.

Pacjentka chorowała na jedną z tych chorób, gdzie objawy są mało specyficzne, nie ma prostych badań umożliwiających ocenę nasilenia choroby. A pacjencji często są posądzani o wymyślanie sobie objawów. Jeśli nie przez lekarza, to przez ludzi z otoczenia, bo tak na oko wyglądają na zdrowych. Choroby nie widać, a bólu przecież też nie widać.

Co gorsza, zdarza się, że tak myśli o nas i nasz lekarz.

Co mamy zrobić w sytuacji, kiedy idziemy do lekarza, który po zbadaniu nas, wysłaniu na badania, przy kolejnej wizycie - nie bardzo ma pomysł co właściwie nam jest i zaczyna przebąkiwać o tym że może to nerwowe i że może skorzystalibyśmy z jakiejś formy psychoterapii, na zmniejszenie stresu… Domyślasz się Czytelniku, że jest to grzeczna forma powiedzenia pacjentowi, że sobie wymyśla chorobę. A nas naprawdę boli. Co mamy zrobić?

W takiej sytuacji, jeśli nadal nas boli i nadal potrzebujemy pomocy, są dwie możliwości tego, co się dzieje:
1. albo coś nam tak naprawdę jest a tylko medycyna tego nie umie tego jeszcze rozpoznać,
2. albo nic nam nie jest fizycznie, ale ból jest twardym faktem (i coś z nim trzeba zrobić!).

Ad 1. Pierwsza możliwość:
- Coś nam jest, tylko medycyna jeszcze tego nie umie badać. To jest możliwe i wcale nie takie rzadkie, mogę podać spektakularny przykład.
W czasie moich studiów wykryto zespół X, a raczej przyczyny zespołu X. Otóż jest to choroba drobnych naczyń wieńcowych. Choroba niedokrwienna, taka, jak te niedokrwienia, które powodują zatkanie naczyń w sercu, zawały i konieczność wszczepiania bypasów, jeśli dotyczą dużych naczyń. Tylko właśnie cały „urok” choroby „zespół X” polega na tym, że zwężenia są w drobnych naczyniach. Nie ma tego jak leczyć, bo tam, na drobnych naczyniach to się bypasu nie wszczepi. I dopóki nie rozwinęły się techniki obrazowe, takie jak USG, trójwymiarowe RTG czyli tomografia oraz rezonans – dopóty nie można było tego nawet zobaczyć na obrazku, bo drobnych naczyń nie było widać. Czyli wyglądało jakby pacjent sobie wymyślał objawy, bo przyczyny nie było widać.

Typowe badanie do oceny naczyń serca nazywa się koronorografia – to takie badanie RTG, gdzie pod kontrolą RTG wprowadzamy cewnik do tętnicy i dalej do serca, i podajemy kontrast do naczyń wieńcowych, żeby je uwidocznić. Robiono to już dawniej, ale rozdzielczość RTG była na tyle mała, że po prostu drobnych naczyń nie było widać. A skoro nie widać przyczyny, to pacjenci byli posądzani o wymyślanie sobie choroby. Byli też wysyłani do psychologa…

Całe szczęście, że lekarze zauważyli, że „wymyśla” sobie te objawy pewna określona grupa pacjentów (zwykle były to kobiety, z czynnikami sprzyjającymi miażdżycy, takimi jak otyłość, i wiek 50 i więcej). I skoro skarżyła się taka grupa specyficznych osób, a nie pełny przekrój społeczeństwa, to nazwano te niesprecyzowane dolegliwości zespołem X. X w nazwie był właśnie dlatego, że podejrzewano, że coś tam jednak jest na rzeczy, skoro określona grupa ludzi podaje takie objawy bólowe, że jest jakaś choroba, tylko nie bardzo wiadomo co. Bo jak choroby nie widać w badaniach, to jak niby leczyć? W ciemno?

Nie wiedziano początkowo o drobnych naczyniach, a w badaniach ta kobieta była zdrowa, tylko czasem ją serce bolało. Trochę pomagały leki rozszerzające naczynia, ale trochę pomagały również - uwaga, uwaga - jakiekolwiek leki (!). Nawet zwykła witamina C. (TAK!) Bo kobieta USIADŁA i odpoczęła, kiedy brała tą jakąkolwiek tabletkę, więc ból serca się zmniejszał, bo zmniejszało się zapotrzebowanie serca na krew. Bo USIADŁA. Ale z boku patrząc, to wyobraźcie sobie, że pacjentowi ból przechodzi po JAKIEKOLWIEK tabletce… Nawet witaminie. Przecież to typowy hipochondryk, prawda? Te kobiety, nim weszły lepsze techniki obrazowania, wysyłano do psychologa, z tłumaczeniem, że to nerwowe… Bo nic lepszego lekarz nie miał do zaproponowania.

Tak, że może być coś, co nam faktycznie dolega, tylko medycyna jeszcze tego dobrze rozpoznawać i leczyć nie umie. Medycyna to młoda nauka, ma raptem ze 200 lat (naprawdę, nasza zachodnia medycyna jest taka młoda, polecam książkę „Stulecie chirurgów”, mnie zamurowało podczas lektury, jak dowiedziałam się jak niedawno pojawiły się leki, które standardowo stosujemy współcześnie, wydaje się że „od zawsze”).

Jeśli jednak lekarze już nas obadali, nic nie znaleźli, a boli dalej – co wtedy?

Ad 2. Druga możliwość jest taka, że niestety ten lekarz, który z krzywym uśmiechem sugeruje nam wizytę u psychologa, ma rację i faktycznie nic nam fizycznie nie jest. I że ból, który odczuwamy faktycznie jest bólem bez fizycznej przyczyny. Złośliwi powiedzą: wymyślonym. Tylko proszę dobrze zrozumieć – jeśli pacjenta boli, to pacjenta boli. Ja nie dyskutuję z tym, że ból jest. Jak ból jest, to jest. Jak pacjent mówi, że go czuje, to ja mu wierzę. Chodzi mi o coś innego. Jeśli ból jest, a nie ma fizycznej przyczyny, to znaczy że istnieje INNA przyczyna, niż fizyczna.

Może faktycznie w ten sposób „załatwiamy” sobie coś psychologicznego – na przykład nie pozwalamy sobie odpocząć, i ciało domaga się w ten sposób.
Może nie umiemy rozładować stresu.
Może potrzebujemy więcej uwagi otoczenia, zainteresowania, albo po prostu pomocy w nawale obowiązków i ciało daje o tym znać.
Może jesteśmy przepracowani i za chwilę pojawi się choroba, a już zaczęło boleć.

Może psycholog wychwyci ten mechanizm, a może też nie. W końcu jest tylko człowiekiem i wie o nas tyle, ile sami mu powiemy. On ma tylko o tyle lepiej, że obserwuje nas z boku, a z boku czasem lepiej widać jakieś ewentualne nieumiejętności społeczne, lęki, bóle psychiczne, czy coś co można sobie poprawić. A czasem i psycholog też nie pomoże. Ale przynajmniej nauczymy się paru technik relaksacyjnych.

A jeśli za kilka czy kilkanaście lat okaże się, że jednak coś nam naprawdę fizycznie było?
No, to się okaże. A parę technik relaksacyjnych też się przyda, więc namawiam, żeby się przejść do tego psychologa, jeśli sugeruje nam to lekarz. A nóż u psychologa nauczymy się czegoś ważnego o sobie, czy odkryjemy co można poprawić, żeby bardziej umiejętnie żyć i być bardziej szczęśliwym.

Chcę bardzo wyraźnie podkreślić, że jeśli boli, to coś nam jest. Nawet jeśli w taki pokręcony sposób miałby manifestować się ból ducha. A co, duch to niby nie ważny? Tylko ciało może być chore? Psychika, szybkie tempo życia, stresy, wieczne bycie „on line” i wiecznie w pracy, śmieciowe, szybkie jedzenie – to niby nie ma znaczenia? Ból jest bardzo ważnym sygnałem! Jeśli boli, to coś jest zepsute. I należy się temu przyjrzeć. Wcale niekoniecznie łykać tabletkę. Ale przyjrzeć. Warto swojego ciała słuchać i się o nie troszczyć.

Z życzeniami zdrowia.

sobota, 21 maja 2016

Jak odróżnić stary i młody kwiat stokrotki

Młode stokrotki mają płaskie środeczki, a starsze kwiaty mają środki wypukłe i mechate.


Kiedy stokrotka kwitnie, żółty środeczek zaczyna rozwijać się od zewnątrz,. W żółtej części stopniowo kolejne drobne elementy się rozwijają, Proces posuwa się do środka kwiatka i żółty środek staje się coraz bardziej wypukły.


Na zdjęciu poniżej widać stokrotkę, której żółty środek jest płaski, a jego brzegi dopiero zaczęły się rozwijać i unosić.


Tutaj, na drugim zdjęciu widać baaardzo wypukłą, w pełni rozwiniętą stokrotkę.

Jeśli masz mimo wszystko problem z odróżnieniem - nie przejmuj się, zbieraj takie z ładnymi płatkami, a jeśli i z tym nie do końca sobie radzisz - nie przejmuj się, "dojrzała" stokrotka będzie troszkę włóknista, ale nie trująca. Spróbować warto.

Podobnie rozwijają się kwiaty rudbeki - też ich środek robi się coraz bardziej wypukły, a także jeżówki purpurowej (łac. Echinacea, tak, to ona, to ta Echinacea stosowana jako środek wzmacniający odporność, w aptekach można kupić tabletki lub sok. Ona jest bardzo ładnym ogrodowym kwiatkiem, można sobie samemu zebrać zioło.).

---
Może zainteresować Cię też: - Dzikie rośliny jadalne


środa, 11 maja 2016

Jedzmy stokrotki - czyli - dzikie kwiaty jadalne



Stokrotki są jadalne.

Jemy główki kwiatów, najlepiej młode, niedługo po rozwinięciu pąka. Stare, zaczynające przekwitać nie są trujące, ale będą mniej smaczne.

W smaku delikatne, niektórzy mówią, że wyczuwają delikatny posmak jakby rzodkiewki. Może odrobinkę, ale nie są ostre, są łagodne, dla mnie bardziej przypominają sałatę.

Można dekorować kanapki, dodać do sałatki, udekorować ciastko czy tort. Można też dodać do herbaty i zaparzyć. Na herbatę można ususzyć główki kwiatów i używać zimą.Ze względu na delikatny smak i blady kolor raczej będą dodatkiem, a nie głównym składnikiem. Ja pijam je jako dodatek do słabej herbaty. Aromat kwiatów jest wyraźnie wyczuwalny i przyjemny.


Uwagi co do miejsca zbioru:
Pamiętajmy aby zbierać je z dala od źródeł zanieczyszczeń, czyli z dala od szos i miejsc gdzie są opryski (uwaga na sady owocowe!). Polany leśne czy łąki są bardzo dobrym miejscem. Może nim być też własny trawnik, stokrotki lubią rosnąć w miejscach koszonych, bo są niskie i wtedy jest im łatwiej o słońce.

----
Może zainteresują Cię podobne wpisy:
KWIATACH JADALNYCH (kliknij tu) oraz
ROŚLINACH ALTERNATYWNYCH (kliknij tu)
HERBATKA Z DZIKIEGO KWIATKA (klik)



środa, 20 kwietnia 2016

BURACZKOWY POSTRACH czyli: Ojoj! Krew w moczu!



- Mam czerwone w kupie, chyba krew, co to może być?

Często moi znajomi zwracają się do mnie z tego typu problemami zdrowotnymi, żeby pokierować ich co mają dalej robić.
Kiedy słyszę o czerwonej barwie moczu albo kału, to od razu nasuwa mi się pytanie:

- A buraczków nie jadłeś?




Zdarza się usłyszeć odpowiedź: ale to było dwa dni temu! Mogą po takim czasie barwić kupę? 


Ano… mogą. Dwa dni to dość długo, ale może być taki przedział czasowy. Zwłaszcza jeśli ktoś ma dość wolny pasaż jelitowy (mówiąc prostym językiem: jeśli robi kupę rzadziej niż raz dziennie).
Siusiu barwi się nieco szybciej, po kilku, lub kilkunastu godzinach.


Bezpośrednią inspiracją do napisania odcinka dzisiejsza była barwa... mojego moczu. Czerwona. Przez głowę oczywiście przeleciały mi wszystkie najgorsze powikłania i choroby układu moczowego, z nowotworami włącznie. Na szczęście nim zdążyłam się na dobre przestraszyć, przypomniało mi się o co w takim momencie pytam własnych pacjentów. Przypomniałam sobie, że piłam parę godzin wcześniej sok z buraczków, świeżo wyciskany, dużą ilość. Czerwony kolor moczu uzyskany „na wyjściu” był całkiem konkretny. Uff, to tylko buraczki….



Drogi czytelniku! Jeśli nie jadłeś buraczków, ani innego jedzenia mogącego barwić mocz – udaj się do lekarza. Krew w moczu czy kale pojawia się z wyniku paru różnych chorób. Część leczy się prosto, i na ogół bez powikłań, ale część powoduje konieczność szybkiej diagnostyki i intensywnego leczenia.

Na szczęście u większości osób pytanie o buraczki powoduje szybkie uleczenie choroby. Jak u mnie samej dzisiaj. Warto pamiętać o buraczkach. Oszczędzi sobie człowiek nerwów.

---------
Podobne wpisy:
siku przed kinem
Kupa prawidłowa
Ojej! Połknąłem czopek!
i spis wszystkich "wydalniczych": TUTAJ

piątek, 25 marca 2016

Ale jaja! - pisanki barwione naturalnie (czerwona kapusta) - bez sztucznych barwników

Uwielbiam kolorowe jedzenie (i ubrania) z kolorkiem uzyskanym z barwników naturalnych. Nie wiem jak natura to robi, ale one wszystkie do siebie pasują. A jak się popatrzy na sztuczne, to kakafonia barw potrafi wyjść. Naturze zawsze dobrze wyjdzie, nawet przy bardzo odważnych połączeniach barw. A dziś będzie o... jajkach.



Wiecie, że kapusta jest jak papierek lakmusowy? Ta czerwona. Jej sok zmienia barwę pod wpływem kwaśnego. Ona, jak się ją ugotuje, to jest niebieska (tak, niebieska, intensywny kolor), a żeby z powrotem była czerwona należy ją skropić czymś kwaśnym, np sokiem z cytryny. Co dobrze jej robi na smak, jeśli chcemy zrobić surówkę, czy sałatkę z czerwonej kapusty (sama w sobie jest taka, ehem.. delikatna w smaku, co jest grzecznym określeniem na "bez wyrazu"). Trzeba ją sparzyć, albo krótko obgotować, bo surowa jest twarda, po sparzeniu mięknie. A skropienie cytryną przywraca jej czerwony kolor (no, fioletowy), i dlatego znamy ją z surówek raczej jako czerwoną (fioletową) niż niebieską.

Wywar z gotowania kapusty, taki śliczny, intensywnie fioletowy, można użyć do...  barwienia jajek.









Żółte jajo na zdjęciu jest barwione łuskami cebuli. Znaczy wywarem z łusek. Żółty uzyskamy na bardzo białych jajkach, krótko moczonych, parę sekund. Dłużej - będzie brąz. Sposób bardzo znany i łatwy, jeśli ktoś nie zna, a chciałaby poznać, proszę dać znać na mail.

A z kolorowej kapusty co zostanie z gotowania - można zrobić sałatkę :)


----
Więcej wpisów o atrakcyjnych naturalnych barwnikach w jedzeniu: zielone ciasto Leśny Mech, oraz warto spojrzeć na wpisy o kwiatach jadalnych: tutaj.

niedziela, 13 marca 2016

Czy antybiotyk może dać wysypkę?

Dostałam od Czytelniczki pytanie o to, czy po antybiotyku może wystąpić wysypka, bo od paru lat dostaje wysypki po kilku antybiotykach. I czy to można ustalić po którym.


(zdjęcie z Wikipedii: https://pl.wikipedia.org/wiki/Kapsu%C5%82ka#/media/File:Capsules1.JPG)


Moja odpowiedź:

Dzień dobry Pani.

Wysypka skórna jak najbardziej może wystąpić po antybiotyku. Nawet parę rodzajów wysypki. Zgaduję że najważniejsze pytanie brzmi, na ile to jest niebezpieczne dla Pani i jak tego unikać.

Nie da rady robić diagnostyki "przez telefon". (Ani przez mail). Musi Panią jakiś mądry lekarz obejrzeć.  Bardzo by pomogło, gdyby przypomniała sobie Pani, które antybiotyki Pani brała wtedy, gdy pojawiła się wysypka.

----
UWAGA: DROGI CZYTELNIKU! JEŚLI CZYTASZ TEN ODCINEK BLOGA, BO WŁAŚNIE CI COŚ WYSKOCZYŁO NA SKÓRZE PO ANTYBIOTYKU I SZUKASZ POMOCY I WIEDZY, TO:
- OBEJRZYJ SIĘ, CZY MASZ BĄBLE.
JEŚLI MASZ BĄBLE, JEŚLI WŁAŚNIE CI WYSKOCZYŁY PO LEKU, TO PRZERWIJ CZYTANIE I NATYCHMIAST UDAJ SIĘ DO SZPITALA,
albo LEKARZA, albo POGOTOWIA. Piszę to na poważnie. Wstawaj i leć. TERAZ.

Jeśli nie masz bąbli, możesz czytać dalej.
-----


Jest jedna grupa antybiotyków, dość popularnych, która lubi dać wysypkę. i to taką w sumie nie szkodliwą: ani bolesną, ani swędzącą. Jeśli pacjent nie obłazi ze skóry, to często zostawia się go z wysypką na tym samym antybiotyku, bo akurat ten antybiotyk jest jeszcze stosunkowo mało szkodliwy, a potem do wyboru to już zaczynają być takie, co to bardzo szkodzą.

Niestety to nie koniec możliwych wysypek. Część antybiotyków daje dużo cięższą wysypkę i powikłania skórne, które są groźne dla życia, gdzie trzeba natychmiast odstawiać lek - i teraz zaczyna Pani rozumieć, czemu tak ostrożnie wydzielam z siebie informacje czy ma Pani się bać, czy nie. Nie wiem ani jaki antybiotyk Pani brała, ani nie widzę wysypki, bo rozmawiamy przez internet, a nie twarzą w twarz, i nie chciałabym w tej sytuacji mówić, czy to jest groźne czy nie. Bo nie wiem. Nie widzę pacjenta.

Jeśli naprawdę Pani pytanie to jedynie kwestia czy antybiotyk daje zmiany na skórze - to odpowiedź brzmi - tak, może dać i to cały wachlarz, od banalnych aż do zabicia pacjenta (w wyniku złuszczenia skóry, jeśli wystąpi najcięższe powikłanie: toksyczna nekroza naskórka i zespół Lyella  - i teraz już wiadomo czemu napisałam pogrubioną czcionką tak dramatycznie - o bąblach. Tak, może się złuszczyć skóra. Bardzo rzadko występujące powikłanie, choć tyle dobrego, że rzadko.).

Te ciężkie powikłania zdarzają się baaaardzo rzadko, więc niech się Pani za bardzo nie martwi. Nie mogę o nich nie opowiedzieć, bo jednak czasem  się zdarzają, i samo określenie "wysypka" to trochę dla mnie mało. Wysypka wysypce nie równa. Niech Pani sobie przypomni nie tylko jak wyglądała, ale i proszę sobie też przypomnieć w których miejscach wysypka była najbardziej nasilona. Twarz i dłonie? (Czyli miejsca eksponowane na słońce) Zgięcia łokci i pod pachami? Na tułowiu? Lekarz prawdopodobnie o to Panią zapyta. Spyta Panią czy były bąble, czy swędziało, czy była płaska czy wystająca, czy bolała. Ile czasu trwała. Najprościej było jednak po prostu ją pokazać lekarzowi.

Jeszcze jedno rozwiązanie i to niezwykle proste. Pisze Pani: "Od kilku lat po wzięciu antybiotyku dostaję wysypki, która wygląda jak potówka (kilka różnych  grup antybiotyków)".  
Jedną z możliwości wystąpienia wysypki-potówki jest.... podrażnienie skóry bez antybiotyku, tylko pozornie z nim związane. Proszę zwrócić uwagę: jeśli ma Pani gorączkę, leży w łóżku, w pościeli, która zdążyła troszkę zwilgotnieć od Pani potu, i jeśli ma Pani ociupinkę niedopłukany proszek na pościeli czy piżamie może podrażnić. Normalnie, jak Pani jest zdrowa, to nie podrażnia. A jak Pani jest ciepła i spocona w gorączce, to już podrażnia. To lekarz też rozpozna, jeśli przyjdzie Pani do niego z wysypką i pokaże. Najgorzej będzie w miejscach najcieplejszych i najbardziej "wcieranych": gumki, zgięcia, pupa, plecy - jeśli w czasie choroby leży Pani głównie na plecach. Po lokalizacji wysypki można sporo wywnioskować.
Najprościej będzie pokazać się mądremu lekarzowi.

Chciałabym udzielić Pani prostej i wyczerpującej odpowiedzi, typu: tak, po antybiotyku X jest wysypka na małym palcu, a po antybiotyku Y jest na prawym kolanie. Albo, że robi się jakiś test i już wiadomo po którym antybiotyku coś się dzieje - ale po prostu rzeczywistość jest dużo bardziej złożona i na ogół testem jest podanie antybiotyku. Mimo, że bardzo chcę Pani pomóc, to po prostu nie mam jak. Bo odpowiedź nie jest prosta. Musi Panią poprowadzić jakiś żywy lekarz, na żywo, nie przez internet. Chciałabym pomóc bardziej, ale naprawdę to musi być kontakt twarzą w twarz. Lekarze z NFZ często nie mają czasu pogadać, bo NFZ daje 10 minut na wizytę, więc dobrze wybrać dobrego, mądrego lekarza do rozwiązywania zagadki wysypki. I niestety, to może być Pani indywidualne reakcja na lek, więc dobrze by było, by to Pani pamiętała po którym antybiotyku pojawia się wysypka u Pani. Antybiotyki generalnie lubią uszkadzać skórę.

--
Inne odcinki o ANTYBIOTYKACH: klinij.
Inne odcinki o ALERGII: kliknij
--
Jeśli opis spodobał, to proszę o polubienie i udostępnienia na FaceBooku itp - bo co z tego że mam fajną wiedzę na blogu, jeśli się tego nie rozpropaguje szerzej?  Nie prowadzę żadnej kampanii reklamowej i bardzo mi miło jeśli robią to dla mnie czytelnicy.

niedziela, 6 marca 2016

Która głodówka najlepsza?


Głodówka jest niefizjologiczna, bo daje efekt jojo. Będziemy tyć, w odpowiedzi na głodzenie.
Jestem przeciwnikiem głodówek.

Jedyny sens widzę w głodówce, jeśli mamy jakieś złogi, czy ognisko zapalne i chcemy to usunąć z organizmu. Ewentualnie jeśli potrzebujemy schudnąć szybko, ze względów zdrowotnych (chore nogi, albo zbliżająca się operacja). A jeśli chcemy ot tak, trochę schudnąć - zdecydowanie lepiej po prostu zmienić styl jedzenia - a nie od czasu do czasu szarpnąć się na duży głód, a potem jeść byle jak.

A teraz do rzeczy:

Głodówki sensowne

1. Głodówka warzywna Ewy Dąbrowskiej.
Najbardziej przemawia do mnie głodówka warzywna - zwana głodówką Ewy Dąbrowskiej.
Tam je się niskoskrobiowe i niskobiałkowe warzywa i niektóre owoce (niskocukrowe). Nie ma ziemniaków (bo skrobia, za sycące), nie ma fasolowych (bo białko), nie ma omasty, tłuszczy, pestek, mięsa, mleka, olejów, ani nic. Można sobie posolić. I można jeść kwaszone. Można soki, można surowe, gotowane, albo pieczone. Przy czym proszę się nie łudzić, że 10 warzyw na krzyż daje jakieś ciekawe posiłki. Po tygodniu już się trochę nudzi. Można jeść  ile się chce, przy czym tym się po prostu nie da najeść. Można ustrzelać tym ze 400,, może 600 kalorii dziennie, przy przeciętnym zapotrzebowaniu około 2,5 tys. na dobę. W praktyce oznacza to głodówkę, a nie dietę.

Sens takiej głodówki polega na tym, że warzywa dają witaminy, potrzebne do spalania tego, co nam się zjada z naszego ciała - a na pierwszy ogień idzie to, co niepotrzebne: tłuszcz, ale i złogi, blizny, zwyrodnienia, stare otorbione ogniska zapalne. W czasie diety te miejsca, co były kiedyś (lub teraz) chore - mogą boleć. Ale dlatego, że się oczyszczają.

Ta powyższa dieta wydaje mi się najbardziej logiczna.

2. Na samej wodzie
Wadą jest brak witamin, które przy spalaniu złogów wydają się przydatne. Ale od biedy mogłaby być, jest w miarę logiczna.


Głodówka mniej sensowna:

3. 1000 kalorii 
Taka wersja głodówki, czy lepiej powiedzieć - bardzo restrykcyjnej diety odchudzającej - to faktycznie daje efekt tego, że schudniemy. Dlatego, że jemy poniżej tego (około) 2,5 tysiąca dziennie, który normalnie potrzebujemy. Tylko będzie to bardziej męczące niż na pełnej głodówce, bo tam organizm przestawi się na spalanie siebie, a tutaj raz spala siebie, a raz posiłek.  Może być trudniej znieść. Wbrew pozorom. Ale to może być sensowna dieta, zwłaszcza, jak w ramach tych 1000 kalorii znajdą się sensowne składniki, w tym dużo warzyw.


Głodówki, które nie wydają mi się sensowne:

Głodówki niedoborowe - czyli takie wynalazki, gdzie jemy takie pożywienie, gdzie czegoś istotnego do życia brakuje  - i bez tego możliwe jest, że faktycznie chudniemy, bo nie dostarczamy kompletu składników potrzebnych do bieżącego funkcjonowania.
Przykładowe:
- na kaszy jaglanej - je się tylko kaszę - uchodzi za jakąś super-hiper, że odkwasza. Nie znam mechanizmu odkwaszania, i chętnie się dowiem więcej z jakiegoś porządnego źródła (jak wiesz w jakim mechanizmie to ma działać - napisz mi, proszę, w komentarzu, lub mailem). Ale jest to dieta  niedoborowa. Dzień czy parę dni nie zaszkodzi. Parę tygodni - tu już mój zdrowy rozsądek zaczyna protestować. Nie podoba mi się niedoborowy mechanizm głodówki.
- litery alfabetu (jemy tylko na daną literę) - i tym podobne wynalazki - czyli głodówki niedoborowe - nie dostarczamy kompletu potrzebnych składników, ale obfitość energii jest.

Tu jest jakiś bardzo chory i niebezpieczny mechanizm do chudnięcia: organizm dostaje obfitość kalorii, ale nie ma potrzebnych niektórych składników. Tak jakby robiło rowery i zabrakło pedałów. Nie będzie więcej rowerów niż mamy pedałów. Tak, można w tym mechanizmie schudnąć, ale uwaga: można sobie zrobić krzywdę, jeśli coś się będzie odkładało z jedzenia. Organizm, będzie usiłował znaleźć brakujące składniki w podawanych pokarmach, w których jest ich za mało - paradoksalnie można na tym jeszcze utyć, albo odłożyć sobie niekorzystne rzeczy w organizmie.


I jeszcze jedno na koniec:

Proszę unikać jak ognia specyfików o nieznanym składzie, jakiś cudownych tabletek na schudnięcie.
Do moich ulubionych, SPOTYKANYCH OBECNIE W HANDLU  należą takie z:
- narkotykiem. Faktycznie po tym się nie chce jeść, ale ma się zmiany w psychice. Oby przemijające, ale czasem trwałe....
- tasiemcem. Tak, dobrze widzicie. Afera o to była. Były w sprzedaży preparaty z żywymi główkami tasiemca, one (główki) są mikroskopijne. Po tym się faktycznie chudnie. Bądźcie pewni, co kupujecie. Nie  prościej po prostu ograniczyć jedzenie?

Proszę nie liczyć, że coś cudownego, jakaś tabletka, czy zioło, sprawi że nagle i bezboleśnie schudniemy. Ludzkie organizmy przez wiele tysięcy lat żyły w niedoborze jedzenia, przeżywali lepiej ci, którym smakowało jedzenie słodkie i tłuste, kaloryczne. Mamy, jako gatunek, tendencje do tycia. Żadna tabletka nie pomoże, żadna głodówka tego za nas nie załatwi (mogą trochę pomóc). Najlepszą metodą jest zmiana zwykłego jedzenia, tego na co dzień. Zmiana stylu życia. Nie polecam głodówek.

I tak dla porządku - przejściówki przed i po głodówce:
Przy głodówce, jeśli ktoś się zdecyduje, warto zrobić okres przejściowy w jedzeniu przed i po głodówce - żeby nie przechodzić drastycznie między sposobami żywienia. Łatwiej jest znieść samą głodówkę. Przez okres przejściowy rozumiem jedzenie głównie jarzyn, z wycofaniem najbardziej odżywczych produktów jak mięso i tłuszcze. Taki wstęp do diety. I pożegnanie po głodówce - nie można raptownie wrócić do zwykłego jedzenia, bo się choruje.

Podsumowując: nie polecam głodówek. Jeśli już, to proszę przemyśleć którą. Najlepiej, jeśli tylko  potrafisz, po prostu łagodnie zmodyfikować sobie styl jedzenia.

--
Inne wpisy dotyczące chudnięcia i nadwagi: KLIKNIJ

niedziela, 28 lutego 2016

Czy drożdże są zdrowe?



- Czy drożdże są zdrowe? - zapytała ostatnio, moja koleżanka.


- Tak, ale zabite. - odpowiedziałam. - One mają dużo witamin z grupy B, i są dobrym ich źródłem, ale jeśli zjesz żywe drożdże, to one mogą przeżyć w przewodzie pokarmowym. Wytrzymają trawienie. I jedzą z Twojego jedzenia. Zamiast Ty je jeść, to one objadają Ciebie. Ale jak zabijesz, to Ty je zjadasz. Wystarczy zalać wrzątkiem, albo upiec.

(I mamy świetny argument, żeby się najeść ciasta drożdżowego....)



sobota, 20 lutego 2016

JEŚĆ czy NIE JEŚĆ na noc?



Czy można zjeść węglowodany na noc? - zapytała koleżanka, co chce schudnąć.


No właśnie, jak to jest z tym jedzeniem na noc? Co zjeść, żeby było zdrowo? Czy w ogóle jeść na noc?


Moi mili Czytelnicy. W kwestii tych różnych pomysłów ile jeść, co jeść, i kiedy jeść. Jest jedna prosta i niepodważalna zasada:

Jak jesz poniżej zapotrzebowania - chudniesz. Jak więcej niż zapotrzebowania - tyjesz. Żadne zmienianie sposobu jedzenia nie uchroni nas przed tym, że nie można zjeść bezkarnie nadprogramowej czekolady.

Przykro mi.

 I jeszcze dwie wskazówki:

1. Jeśli zjemy tuż przed położeniem się (konkretnie przed przyjęciem pozycji na płasko) to narażamy się na refluks, który objawia się zgagą.  Refluks, to takie zjawisko, gdzie jedzenie, które już jest w żołądku, cofa się do przełyku, bo grawitacja nie wspomaga utrzymania go w żołądku. Jeśli to jedzenie ma w sobie kwas żołądkowy, a zwykle ma, to bardzo podrażnia ścianki przełyku i stąd ból. Może być silny, ten ból.
Jak ktoś nie ma tendencji do refluksu, to położenie może mu nie szkodzić, ale wiele osób ma tak, że nie może położyć się, czy nachylić z pełnym żołądkiem.

To kiedy zjeść, żeby nie mieć refluksu?
Dwie godziny przed snem powinno być bezpiecznie. Godzina - trochę krótko, ale od biedy może być.


2. Są dwa nieco sprzeczne fakty dotyczące jedzenia na noc: 1) w nocy nie potrzebujemy tej energii tak dużo, jak w dzień, gdy się ruszamy, więc lepiej nie jeść na noc, i 2) noc to około 8 - 10 godzin przerwy w jedzeniu, więc lepiej się najeść. Ja osobiście jestem po prostu głodna po tylu godzinach, jak się na noc nie najem. Do tego stopnia że potrafię się obudzić z głodu. Przerywany sen na pewno zdrowy nie jest.


Podsumowując:
Co byś nie robił - chudnie się jak się je mniej niż wynosi zapotrzebowanie. W nocy, czy w dzień. Nie ma przepustki do dodatkowego jedzenia. Niestety. A szkoda. 

----
Pokrewne odcinki na temat: ODCHUDZANIE (kliknij)
English version: EAT or NOT TO EAT before bedtime?
---
Słowa kluczowe: jedzenie na noc, odchudzanie, hiperinsulinemia, zespół późnolodówkowy.
----
Jeśli się spodobało - poleć blog. Przyciski Facebooka i innych - poniżej.

poniedziałek, 15 lutego 2016

Złote kolczyki i problemowe ucho - pytania Czytelników

Czytelniczka pisze:
Moje córy koniecznie chciały mieć kolczyki. Poszłyśmy do przebijalni. Zrobiono to pistoletem. Pani dała specjalny płyn, którym kazała polewać codziennie przez 6 tyg. Było pięknie. Nic się nie paprało. Przez 6 tygodni. Po tym czasie przestałam polewać. No się zaczęło. Generalnie ropa. Leje się z dziurek. Leje się. Przemywam zatem. jest lepiej. Przestaję przemywać - leje się ropa. Nakładam maść z antybiotykiem. Jest pięknie. Po 2 tygodniach leje się ropa. Nakładam inną maść. Jest super. Po tygodniu ropa. Przemywam i jest lepiej. Czy już do dnia ślubu będziemy się babrać z kolczykami a potem zajmie się tym mąż? Nie mam już do tego cierpliwości. .. I to u obu dziewczyn tak samo. Kolczyki ze stali chirurgicznej. Zmieniałyśmy już na inne. Ale nie na złote. Spróbować złote?
Pozdrawiam serdecznie.
Zdjęcie  pochodzie ze strony galerii: Tygiel Rozmaitości.

Moja odpowiedź:

Nie widzę uszu córki, więc piszę w ciemno. Możliwości są dwie:
- albo jest w uchu ropień. W płatku ucha. Dlatego posmarowanie po wierzchu pomaga na chwilę, ale nie leczy środka ucha.
- albo córka ma uczulenie na któryś metal, zwykle ten któryś z dodatków do stopów użytych w kolczykach. Stopem jest i stal chirurgiczna, i srebro jubilerskie i złoto jubilerskie. Domieszkę określa tak zwana "próba" dla złota i srebra. Ona mówi, ile jest "cukru w cukrze", czyli w złota w złocie i srebra w srebrze.

Stal chirurgiczna, podobnie jak srebro jubilerskie, nie jest czystym żelazem, tylko ma domieszki. Powinna ich mieć mało i mało szkodliwe, bo jest przeznaczona do kontaktu z ciałem ludzkim. Powinna ich mieć mniej niż srebro jubilerskie. Dlatego jest polecana na pierwsze kolczyki, albo na metal używany do wyrobu biżuterii, jeśli chcemy metal zwykły.

W srebrze jubilerskim jest 7,5 procenta innych metali, coś z tego może córkę uczulać.  Być może uczula któraś z domieszek ze stali chirurgicznej. Sama osobiście noszę zwykle srebrne zawieszki i nic mi nie jest, ale kiedy robiłam kolczyki, trafiłam na partię zawieszek srebrnych, które mnie podrażniały. Ten sam sklep, te same zawieszki, kupowane z innej partii od producenta - a tym razem ucho swędzi. Wszystkiez jednej partii robiły mi krzywdę. Prawdopodobnie coś zawierała, co mnie podrażnia. Niektóre sprzączki metalowe też mnie podrażniają.

Wymiana kolczyków na złote jest o tyle korzystna, że jeśli to jest uczulenie na metal, to jest szansa, że domieszki używane do złota, są inne używane niź do metali "białych" ("srebrnych"). I może nie podrażnią. I drugi powód: złoto (samo w sobie) ma silne działanie bakteriobójcze, jeśli w uchy jest stan zapalny, to pomoże. Także, tak, radziłabym spróbować złote kolczyki.  Być może będzie spektakularna poprawa i koniec problemów.


I na zakończenie jeszcze jedno zastrzeżenie: proszę się przejść z uchem do pediatry, albo rodzinnego, albo dermatologa, albo chirurga. Żeby to obejrzało lekarskie oko, czy tam nie ma ropnia. Bo jeśli jest ropień, to go trzeba będzie ten ropień wygoić (może nawet naciąć, to zależy od ucha i ropnia,  ale może nie trzeba będzie nacinać, może da się ewakuować ropę przez dziurkę). Ropień daje się rozpoznać oglądając i macając ucho, tylko trzeba wiedzieć na co patrzeć (zgrubienie, zaczerwienienie, przestrzeń płynowa w środku), dlatego odsyłam do lekarza. Jeśli stan zapalny obejmuje cały płatek ucha, to zmiana kolczyków na złote pomoże, ale może nie wystarczyć. Ale może córka nie ma ropnia, a tylko uczulenie na metal ją swędzi, i w efekcie córka dłubie w kolczyku nie zawsze czystą ręką, i zakaża i dlatego antybiotyk pozornie rozwiązuje problem. Ten scenariusz też jest możliwy, i nie wiem który jest prawdziwy bez oglądania ucha (mogą być oba...)

Dlatego sugeruję jeszcze przyłożyć Rivanol, niezależnie od wymiany kolczyków na złote. Rivanol to stary preparat odkażający stosowany do kompresów na rany. Do kupienia  w każdej aptece,za małe pieniądze. Można kupić w postaci płynu, gotowego, albo jako tabletki (które sama Pani rozpuszcza do formy płynu). Wszystko jedno która postać, niech Pani wybierze, co Pani wygodniej. I wszystko jedno, która firma zrobiła. Roztwór ma żywą jasno-żółtą barwę, jak kurczaczki, i takie żółte należy przyłożyć na wacikach, na płatki uszu (uwaga, trochę brudzi na jasno-żółto, lepiej mieć ciemne ubranie). Roztwór przykładamy na ucho z kolczykiem. Jeśli się porusza i obraca kolczyk, tak jak jest to zalecane przy gojeniu dziurki, to roztwór tam sobie dojdzie. Nie szczypie.

Ważne, żeby nie tylko "przemyć" przez chwilę, tylko dać kompres na parę godzin. Tak, to niewygodne, i tak, ucho będzie trochę żółte. Może poświęcić wekend i nałożyć w pt i sob. Jasno- żółty kolor utrzymuje się trochę na uchu na skórze, ale po 2-3 dniach schodzi, ale jest jasny więc nie rzuca się bardzo w oczy. Jeśli córka ma długie włosy, niech rozpuści i przykryje ucho, to wystarczy.

Gazik na płatku ucha - to się trochę słabo mocuje do ucha, ale plaster bez opatrunku w dużej ilości powinien utrzymać. Wygląda się wtedy jak ufoludek z takimi uszami, trudno. Może za to nie trzeba będzie się "babrać do dnia ślubu", tylko pomoże szybciej zejdzie. A że nie można iść na imprezę z kompresem? Trudno... Albo opaskę założyć na uszy i udawać że tak ma być. Albo założyć duże jasne bandaże i wmawiać znajomym, że się miało operację uszu, albo wręcz operację ślinianki przyusznej - i można wykreować się na atrakcję towarzyską.

Powodzenia.


Więcej o kolczykach w odcinku KOLCZYKI
Więcej o uszach w serii UCHO, patrz spis treści: GŁOWA
(warto też spojrzeć w wyszukiwanie po tagach)

---
Słowa kluczowe: przekłucie ucha, ucho się paprze, co zrobić jak ucho się paprze, ropa z ucha. złote kolczyki, złoto, czym przemywać ucho po przekłuciu.

niedziela, 7 lutego 2016

Czy banan jest zdrowy? czyli o tym czym jest ZDROWE JEDZENIE

- Lila, czy banan jest zdrowy? - zapytała niedawno moja koleżanka.

Pytanie wprawiło mnie w konsternację. Koleżanka oczekiwała prostej odpowiedzi: TAK lub NIE.
A tymczasem.... są "za" i są "przeciw".


Dobre w bananie jest, to że jest on:

- bez konserwantów, bez barwników, bez dodatków.
- nieprzetworzony = nie rafinowany, nie oczyszczany, nie zmieniany, nie zmęczony.
- witaminy ma i minerały ma.

Natomiast nie jest dobrze, że:
- jechał do nas zerwany niedojrzały i być może konserwowany jakimś świństwem
- zawiera cukry i to sporo. W tym dużo cukrów prostych (ma duży indeks glikemiczny).


Dla osób z cukrzycą, z hiperinsulinemią i odchudzających się ten duży indeks glikemiczny będzie bardzo niewskazany. Wśród moich bliskich znajomych 3 osoby nie bardzo mogą go zjeść. W tym... mąż owej pytającej koleżanki.


No i co mam ja odpowiedzieć koleżance? Zdrowy ten banan, czy nie?

Opowiedziałam jej o moich rozterkach, a ta skwitowała:
- Ale ja nie mam zaburzeń metablizmu cukrów. Znaczy się  mogę go jeść.

I poszła zjeść banana. Kurtyna.


Jak słyszę pytanie, czy coś jest zdrowe, to mi się robi zimno. Bo to wszystko zależy dla kogo i w jakich ilościach. Nic nie poradzę, że medycyna jest złożona. Jak dla mnie to owo skomplikowanie zagadniej jest właśnie fascynujące.

---
Chcesz więcej o zdrowym i sensownym odchudzaniu? I o pułapkach? Zajrzyj w spis treści, w "odchudzanie". A o dzikich roślinach jadalnych możesz przeczytać w "przyrodnicze" i w "zdrowo jeść".
(Jak nie ma hasła w spisie - znajdź w etykietkach - to chyba najwygodniejsze wyszukiwanie u mnie)

---
Słowa kluczowe: banan, przetworzona żywność, indeks glikemiczny, zdrowe jedzenie, zdrowa żywność, bez barwników, bez konserwantów.

środa, 3 lutego 2016

Who is who? Czyli słowniczek cukrów - sprawdź, czy wiesz co to. (seria o cukrach)


CUKRY:

Cukier - pod tym hasłem rozumiem każdy cukier: i ten z buraków, i ten w owocach, i ten w miodzie i ten z trzciny i każdy inny słodki w smaku węglowodan, który przy spalaniu daje kalorie.

Słodzik - wszystko, co słodkie w smaku, używane do celów spożywczych, do słodzenia, a nie zawiera kalorii, względnie zawiera ich bardzo mało.

Sacharoza - dwucukier. Ten z buraków cukrowych. A także z trzciny cukrowej. Jest i w innych owocach i warzywach. Ten, który najczęściej widzimy w cukierniczkach. Ma w sobie cząsteczkę glukozy i fruktozy połączoną wiązaniem.

Laktoza - czyli cukier mleczny - dwucukier. Występuje w mleku (krowim, ludzkim, kocim, kozim, i innym). Ma w sobie cząsteczkę glukozy i galaktozy połączoną wiązaniem. Słodka w smaku, ale nie tak silnie jak sacharoza.

Cukry proste - glukoza, fruktoza, galaktoza, i inne - cukry mające w składzie pojedynczą cząsteczkę cukru, w przeciwieństwie do cukrów złożonych, które mają w składzie cząsteczki cukrów prostych połączonych wiązaniem. Zwykle łatwo się wchłaniają, bez dłuższego trawienia w jelicie.


TO CO W ORGANIZMIE.

Cukier w krwi - czyli glukoza w krwi. W krwi jest jedynie glukoza, to jest jedyny cukier, który nasz organizm używa jako paliwo. A co z fruktozą? - spytacie. A fruktozę sobie organizm przekształca w wątrobie, do krwi jej nie wpuszcza, w każdym razie nie do głównego obiegu krwi (do żyły wrotnej, czyli na odcinek od jelita to wątroby - tak, tam wpuszcza).

Glukoza - podstawowy cukier w organizmie, używany jako "paliwo". Dla mózgu i wszystkich innych tkanek. 6 atomów węgla, pierścień, określona budowa chemiczna. Ten cukier jest wchłaniany "jak jest", bez dodatkowych przemian chemicznych, rozcinania wiązań, czy metabolizowania w wątrobie. Można ją kupić w sklepach,, używana jako składnik napojów dla sportowców, słodka w smaku, ale mniej niż sacharoza.

Glikemia - stężenie cukru w krwi. (glukozy)

Glikogen - upakowana glukoza, czyli wielocukier złożony z samych cząsteczek glukozy.

Glukagon - hormon, o działaniu przeciwnym niż insulina (trochę upraszam, nie wszystko ma przeciwne, ale zasadnicze działanie tak). Podawany w zastrzyku, cukrzykom, w określonych okolicznościach. Cukrzyk nosi przy sobie, jeśli używa tej formy leczenia. Cukrzyk powinien poinformować kogoś z otoczenia, że używa, oraz gdzie trzyma strzykawkę.

Golizna - żartuję. Golizna nic wspólnego z cukrzycą nie ma. No, może ewentualnie sprzyjać szybszemu spalaniu glukozy....


I tym optymistycznym akcentem kończę słowniczek podstawowych pojęć dla cukrów i serii artykułów o nich. Więcej odcinków z serii o cukrach znajdziesz TUTAJ -kliknij.

niedziela, 31 stycznia 2016

NISKO-CUKRZAK POOBIEDNi - czyli czemu mamy ochotę na deser? (seria o cukrach, odc. 2. Hipoglikemia poposiłkowa)




zdjęcie z bloga Oli Krzyżanowskiej: 2 smaki



U zdrowych osób insulina jest wydzielana przez trzustkę. Trzustka jest „sprytna” - czyli umie sobie odczytać ile jest cukru w krwi i wydziela tyle insuliny, ile potrzeba. Jeśli stężenie cukru rośnie – ona wydziela więcej. Jeśli stężenie cukru maleje, zmniejsza wydzielanie. Układ ma pewne opóźnienie, to znaczy najpierw musi wzrosnąć stężenie cukru (jak jemy np. obiad), żeby insulina się wydzieliła, i przez krótki czas cukru będzie trochę za dużo, ale za paręnaście minut wydzielanie insuliny dopasuje się do zwiększonej ilości cukru wchłanianej z posiłku. Gdy jemy obiad, insulina się wydziela zgodnie z obiadem. 



Potem następuje ciekawe zjawisko: już nie jemy, skończyliśmy obiad, ale  trzustka jeszcze nie wie, że będzie koniec i nadal wydziela insulinę. I mamy przestrzelenie insuliny. Przez chwilę. To się zaraz wyrówna, trzustka się zorientuje, że stężenie robi się za małe i zmniejszy wydzielanie insuliny, ale znów: z niewielkim opóźnieniem. Możemy mieć przez chwilę zjazd glukozy do niskich stężeń. To zjawisko ma swoją fachową medyczną nazwę: hipoglikemia poposiłkowa. I to wtedy właśnie, gdy mamy ten zjazd cukru, mamy ochotę na…. deser.


I teraz scenka z życia:
Pewien mój znajomy wysłuchał mojej opowieści o cukrze i napadzie głodu po posiłku. Słuchał z uwagą, bo przecież to idiotyczne: jemy i w efekcie tego jedzenia mamy napad głodu. Dziwne, prawda? Ależ ten nasz organizm ma paradoksy! A to czysta norma i fizjologia. Kolega przerwał mi i zapytał:
- Czekaj, czy ja dobrze rozumiem? To hipo...hipo… poposiłkowe…. Jak zjem, to mam… NISKO-CUKRZAK PO-OBIEDNI?!

Dokładnie. Nisko-cukrzak. Poobiedni. Pośniadaniowy, po-podwieczorkowy i po dowolnym, zwłaszcza obfitszym posiłku. Nazwa z potocznego języka, ale to nic nie szkodzi, a sens oddaje znakomicie. Mądrość nie leży w wyszukanych nazwach, a w zrozumieniu mechanizmu.

Jeszcze słówko o deserze.

Wydawałoby się że deser, to taka niewinna rzecz kulturowa, prosty zwyczaj, i tyle. A tymczasem - wcale nie. Okazuje się, że odwrotnie. To, nasza fizjologia, czyli ten zjazd cukru po posiłku, skłania do sięgnięcia po coś słodkiego na koniec obiadu. I podejrzewam, że kolejność była odwrotna, że to nasze ciało i trzustka doprowadziły do powstania zwyczaju. Ale odchodząc od filozofii, a wracając do samego deseru – to tę silną poposiłkową ochotę na słodkie można „przeczekać”. Za 20 minut nie będzie aż tak ciągnęło do słodkiego, bo się insulina dostosuje. Można się czymś zająć, nawet zmywanie, wymiana talerzy pod deser, przygotownie heerbaty i kawy, puszczenie filmu, wyjście gdzieś - cokolwiek, co trochę przetrzyma i pozwoli odczekać – to pomoże przeczekać najsilniejszy głód. Czy całkiem nam przejdzie ochota na deser? Nie sądzę, by aż tak, bo...cóż… słodkie zawsze będzie smakować, bo mamy tak zapisane w genach, że smakuje, ale… nie będziemy mieć aż takiej dużej ochoty. Łatwiej będzie zjeść mniejszy kawałek ciasta. Albo wręcz zrezygnować. I nie będzie kosztowało to tyle wysiłku, co w ciągu napadu nisko-cukrzaka, czyli hipoglikemii poposiłkowej. Przeczekanie pomoże. Nie trzeba będzie się ze sobą siłować.

Poprzedni odcinek z serii o cukrach: Do czego służy insulina KLIKNIJ TUTAJ
Seria o cukrach w spisie treści w: BRZUCH. Kliknij.


 

---
Słowa kluczowe: insulina, hipoglikemia poposiłkowa, cukier, glukoza, cukier w krwi, glukoza w krwi, głód po posiłku, objawy hipoglikemii, napady głodu, jak schudnąć bez wysiłku

sobota, 30 stycznia 2016

Pić czy nie pić - o alergiach i nietolerancji mleka.

Odgrażałam się że zrobię z kotkiem? Filmik jest o piciu mleka

O tym czemu niektórzy ludzie (i niektóre koty) nie mogą pić mleka, zasadniczo z dwóch głównych powodów:

1 - ze względu na znikanie enzymu do trawienia mleka
2 - ze względu na klasyczną alergię czy nietolerancję mleka

Miłego oglądania.

kliknij


Jakby się nie chciało otwierać, to z palca:
https://www.youtube.com/watch?v=MdZUXqs2fk8&feature=youtu.be

Upraszam o "szerowanie". Nie mam innych metod promocji Ciekawej Medycyny. A to kawał fachowej wiedzy. Warto podać dalej.

czwartek, 28 stycznia 2016

Do czego służy insulina? (seria o cukrach)

Po co komu insulina?
Źródło obrazka: commons.wikimedia.org/wiki/File:Insulin.jpg, autor: Роман Беккер, na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported



Insulina... Insulina.... Do czego to służy....
Większość ludzi wie, że ona coś robi z cukrem, bo chorzy na cukrzycę mają jej za mało i sobie dostrzykują. Ale co ona robi tak konkretnie? Czasem słyszę: „polepsza wchłanianie cukru”. Blisko, blisko…. Ale nie chodzi o wchłanianie w jelicie. Chodzi o coś w rodzaju wchłaniania: o wejście cukru z krwi do tkanek. Insulina umożliwia cząsteczce glukozy wejście do komórki. A potem jej rozłożenie czyli zjedzenie, spalenie czy jak tam zwał. Powstanie z tego energia, dwutlenek węgla i woda.

W jelitach tylko trawimy. Ale nie spalamy, nie zużywamy jedzenia w jelitach. Jedzenie w postaci małych cząsteczek – na przykład glukozy (i innych cząstek) wędruje z krwi do miejsc docelowych: mózgu, mięśni, wszędzie gdzie mamy żywe komórki w organizmie. One potrzebują jeść. I jedzą tę glukozę z krwi. 

Bez insuliny nasze komórki w ciele będą… głodne. Mimo cukru w krwi.

Cukrzyk, bez insuliny, może mieć ogromne stężenia cukru w krwi, ale jego komórki będą umierać. Z głodu. Bo bez insuliny cukier nie wejdzie do komórek. One będą umierać. Tak na śmierć. Dopóki nie opracowano insuliny dla cukrzyków, to na cukrzycę się umierało.

Insulina  jest wydzielana przez trzustkę. To taki narząd w brzuchu, wielkości około 20 cm.Trzustka jest „sprytna” - czyli umie sobie odczytać, ile jest cukru w krwi i wydziela tyle insuliny, ile w danym momencie potrzeba. Dlatego stężenie cukru w krwi jest mniej więcej stałe. Jak stężenie cukru rośnie – ona wydziela więcej. Jak stężenie cukru maleje, zmniejsza wydzielanie. Układ ma pewne opóźnienie, jak wiele rzeczy w biologii i w organizmie żywym, co skutkuje na przykład.... chęcią na deser po obiedzie. Poważnie. O tym będzie w odcinku: DESER MUSI BYĆ! - hipoglikemia poposiłkowa.

Będzie też odcinek o cukrzycy i sporcie - na specjalne życzenie koleżanki. Najlepsze są odcinki inspirowane życiem. Niemniej - jak zaczęłam dla niej pisać - okazało się, że to jednak będzie krótka seria. W jednym odcinku wyszłoby długawo. Już niedługo napiszę o deserach i już niedługo o sporcie.

---
Poleć mnie: guziczek dla Facebooboka (i innych podobnych) - poniżej.
---

Słowa kluczowe: INSULINA, TRZUSTKA, CUKRZYCA, CIEKAWA MEDYCYNA, DO CZEGO SŁUŻY INSULINA, CUKIER, CUKIER W KRWI, MECHANIZM DZIAŁANIA INSULINY, JAK DZIAŁA INSULINA, GLIKEMIA.

Spis treści bloga KLIKNIJ,

środa, 27 stycznia 2016

Jak zrobić dobry filmik? Czyli - koteczek wymiata.

Mam teraz 99 i za chwilę 100 odcinek bloga. Czas poszerzyć się o filmy, logo, kanał you tube, książkę...

Dziś słówko o robieniu filmów. To  mój piąty publikowany filmik i już zdążyłam załapać kiedy jest dobry film, a kiedy aż zęby bolą przy oglądaniu. Ten mi wyszedł nieźle. Dużo lepiej niż poprzednie. PIERWSZE KOTY ZA PŁOTY.

AKTOR SPECJALNY - KOTECZEK.


.
filmik na you tube: kliknij

Druga kopia jest na Facebooku: Ciekawa Medycyna Funpage, w katalogu filmy (lewa kolumna, czwarta pozycja). Zawszeć lepiej mieć kopię na dwóch serwerach.

Słowa kluczowe: Jak zrobić dobry film, jak zrobić dobry filmik, Ciekawa Medycyna


Jak zrobić dobry filmik na you tube?

środa, 13 stycznia 2016

Metoda na afty i rany w buzi. Zwłaszcza jak ociera się o zęby.


Czy mogę sobie afty odkazić spirytusem? - zapytała moja koleżanka ostatnio. Boli ją coś w buzi, jakaś ranka.

W ŻADNYM WYPADKU. NIE!
Nigdy nie kładziemy spirytusu na śluzówki, nawet zdrowe.

Nigdy nie kładziemy spirytusu na ranę.

Nigdy. Never ever.

Skoro to już wyjaśniliśmy, to można się zastanowić, czym koleżanka może sobie ulżyć. Najważniejsze, jak dla mnie, pytanie, to skąd wie, że ma akurat afty? Rozumiem, że jakieś bolesne zmiany w buzi, ale dlaczego afty?

Drogi czytelniku, jeśli masz jakieś zmiany w buzi, to pokaż się jakiemuś lekarzowi i nie zgaduj w ciemno co Ci jest. Bo może masz nie afty a kandydozę? A może jeszcze coś innego? Takie leczenie w ciemno jest odrobinkę niebezpieczne. Pacjent nie powinien sam sobie stawiać diagnozy, ani nawet lekarz nie powinien leczyć sam siebie. Powinno Cię obejrzeć niezależne i fachowe oko lekarskie (to i leczenie doradzi.)

Przyznam się Wam, że widziałam w czasie studiów dwukrotnie przypadek tego, gdy lekarz sam sobie stawiał diagnozę i się leczył. Jakie byłe efekty? No... sama nie wiem jak to określić.... nie wiedziałam czy śmiać się, czy płakać. Tak ładnie zaawansowanych stanów chorobowych, to nie widzieliśmy w żadnym podręczniku, na żadnych zdjęciach, nigdzie. A wiecie jak głupio było tym lekarzom? Mnie to na dobre przekonało, żebym nie próbowała leczyć sama siebie. I gorąco to polecam. Nie warto potem leczyć powikłań.

A jeśli byłeś już u lekarza i wiesz, że Twoje afty to faktycznie afty. Co wtedy? To zastosuj leczenie, które poradził lekarz, i odpuść na razie ostre przyprawy i kwaśne potrawy, żeby sobie nie podrażniać. To uniwersalna rada do wszystkich ran i uszkodzeń śluzówki w buzi.

Jeśli uszkodzone miejsce ociera się o np. zęby i to dodatkowo boli, to warto pamiętać o takich sprytnych specjalnych żelach na śluzówki, które można stosować do buzi jako rodzaj opatrunku, i które warstwą żelu odsuną ranę od zębów.  Do dostania w aptece bez recepty, tylko trochę drogie. Ale jak się rana ociera o ząb - niezastąpione. Przecież wewnątrz buzi nie nakleisz plastra. Prawdopodobnie lekarz też Ci o nich wspomni, ale gdyby jednak w tych lekach, co przepisał, żaden nie był o konsystencji żelu do nakładania na ranę - to wtedy warto o tej metodzie pamiętać. Ale przede wszystkim weź te leki, które zaleci Ci lekarz. On Cię widział, on wie co Ci jest. Nie stawiaj sobie diagnozy samemu.

Dziękuję koleżance za inspirację do napisania odcinka.

Jeśli uważasz odcinek za przydatny - poleć znajomym, na przykład można kliknąć na  facebookowe  niebieskie "f" pod odcinkiem.

Może zainteresuje Cię też:
Antybiogram
Metoda na katar i bolące zatoki
lub inne odcinki Ciekawej Medycyny: SPIS TREŚCI


SŁOWA KLUCZOWE: afty, opatrunek w buzi, opatrunek w jamie ustnej, jak opatrzyć ranę w buzi, co to są afty, bolesne rany w ustach, opatrunki w ustach.

niedziela, 3 stycznia 2016

Czym się smarować na mróz?

Smarować się należy czymkolwiek tłustym, co ma małą zawartość wody, ale... 
UWAGA: NIE BEZPOŚREDNIO PRZED WYJŚCIEM.

To ważne, a nie wszyscy to wiedzą. W tłustym kremie, czy w wazelinie jest trochę wody, parę czy paręnaście procent i ją też rozsmarowujemy ją na twarz. Należy odczekać 20 minut przed wyjściem, żeby odparowało. Jeśli mamy zaraz wyjść, to może się okazać, że lepiej będzie się wcale nie posmarować, tylko wyjść z suchą skórą. Że tak lepiej, niż nałożyć sobie wodę.

A co z pomadką do ust?

Tu bym nie była taka restrykcyjna z tymi 20 minutami, bo i tak w powietrzu wydychanym mamy parę wodną, która na mrozie się wytrąca z powietrza i osadza jako woda na wargach. Więc i tak będzie mokro w usta. To można smarować po prostu.

Warto tylko zadbać by była to raczej wazelina, czy coś tłustego, a nie płynny błyszczyk z dużym procentem wody.

Miłego smarowania.

SŁOWA KLUCZOWE: wazelina, tłusty krem, zimno, mrozy, smarowanie ust, smarowanie twarzy, natłuszczanie twarzy, sposób na mróz, czym się smarować na mróz, czym malować usta na mróz, tęgi mróz.